wtorek, 28 marca 2017

Afterlife

Darach martwa, problem ze stadem Alfa - rozwiązany. Czego chcieć więcej? Wydawało się, mimo uaktywnionego nemetonu, że teraz będzie już tylko spokojniej, nic nie będzie zagrażało nie tylko paczce przyjaciół, a i Beacon Hills.
Zapowiadała się też spokojna i cicha noc, taka jakich wiele... Do czasu. Scott siedział akurat ze Stilesem przy samochodzie, jego przyjaciel po raz kolejny naprawiał coś przy silniku.
- Czujesz coś?
- W sensie?
- No... Pełnia.
Alfa jedynie pokręcił głową w odpowiedzi, krótko po tym niebo rozdarła błyskawica, a później rozległ się grzmot, przez który aż zadrżały szyby samochodu. Obaj zmarszczyli brwi i spojrzeli w nocne niebo.
- Burza? Dopiero co było czyste niebo, nawet nie zapowiadali żadnej - spojrzał chwilę na Scotta, zanim znów podniósł wzrok na niebo. Jego przyjaciel zauważył, jak w oddali uderzył piorun. Może byłoby to typowe zjawisko natury, gdyby chwilę później nie uderzyły dwa, jeden po drugim, zaś po nich jeszcze czwarty i piąty. Nie trafiały one w jedno miejsce oczywiście, gdyby widzieli z lotu ptaka, wyszłyby z tego wierzchołki pięciokąta. Najlepsza porcja jednak dopiero nadeszła, w samo centrum owej figury uderzył czerwony piorun. Poza nietypową barwą, miał i dziwne następstwa. Ziemia się zatrzęsła i zebrał się wielki wiatr. McCallowi nie była potrzeba wiele, rzucił się od razu biegiem w stronę miejsca, w które uderzył piorun.
- Scott! - zawołał za nim Stiles, ale alfa nie zwrócił na to uwagi.
Biegł niestrudzenie, jak najszybciej, mijając drzewo za drzewem i kierując się ku wzniesieniu. Pamiętał, to tam. Wiatr mu utrudniał sprawę, rozwiewał włosy, sprawiał że towarzyszyło mu ciągłe wycie dookoła.
***
Stos kamieni, zdawałoby się, że utworzony przez naturę. Nic bardziej mylnego, gdyby ktoś ktokolwiek zobaczyłby dolne strony kamieni, zauważyłby znane nielicznym runy. Aż w końcu rozległ się grzmot, błysk oswietlił na chwilę pęknięcia na kamieniach, coraz to większe. Nie minęła chwila jak eksplodowały i ukazały to, na czym były przez te lata. Zielona powierzchnia, jakby ze szmaragdów, które nabierała coraz to silniejszej poświaty, otulającej znajdujące się w środku ciało. Zakapturzone, w dużej czarnej szacie. Pojawiły się dwa czerwone światełka w tej ciemności, na moment przed tym, jak w powierzchnię uderzył grom barwy krwi. Chmury odsłoniły księżyc, jego światło padło na grobowiec, aktualnie zniszczony. Dno dołku było wyłożone roztrzaskanymi szmaragdami, zaś osoba leżąca wśród nich jeszcze chwilę temu, podniosła się na nogi. Wyszła z dołku i jej wzrok natrafił na chłopaka o czerwonych błyszczących oczach i wyszczerzonym uzębieniu dzikiej bestii.
Ona wiedziała, że to nie przez pełnię, sama poczuła tą pierwotną nienawiść. Miała jednak większe doświadczenie od wilkołaka i w przeciwieństwie do niego się powstrzymała od rzucenia się na niego. Uchyliła się, by napastnik znalazł się nad nią, by potem wyskoczyła w górę i kopnęła go z pełnego obrotu.
Lot Scotta zakończył się na drzewie, po którym się zsunął w dół, a niebo rozdarł kolejny grzmot. Gdy ich oczy się spotkały, wydawało mu się, że widzi w nich przez chwilę ciemnoniebieskie niebo. Potem jednak tęczówki znów się stały jasnoczerwone i ona zaczęła iść przed siebie, do tylko jej znanego miejsca. Zignorowała też jego dziki, bitewny ryk. Kiedy tylko McCall się poderwał, tuż przed nim, jakby ostrzegawczo, uderzył kolejny piorun. Po niebie zaś przeleciała wielka chmara nietoperzy, o rozmiarach takich, że żadni specjaliści ani badacze nie widzieli chyba nigdy tak dużego ich zbiorowiska. Zniknęły mu z oczu dopiero po dłuższej chwili.
- Scott? - dobiegło go wołanie, które straciło nieco na mocy przez wiatr. Obejrzał się w stronę źródła głosu, w jego stronę zmierzał Stiles, Lydia, Allison oraz na samym przodzie Isaac. W końcu udało im się dotrzeć, ledwo Stiles zdążył mu zadać pytanie co się stało, a znów zobaczyli to samo co wcześniej. Około dwóch kilometrów dalej pioruny uderzyły w ten sam sposób, na koniec zaś czerwony piorun trafił w sam środek.
- Ktokolwiek to był, musimy się dowiedzieć czym jest i co zamierza - odpowiedział mu poważnie, patrząc prosto na nocne burzowe niebo.
***
- To mi wygląda na więzienie zrobione przez druidów - zaczął Deaton po obejrzeniu zabranych z tamtego miejsca odłamków kamieni, zdążył już ułożyć w jedną całość. - Wyglądają na stare, myślę że mają conajmniej kilkadziesiąt lat.
- Kolejny Darach? - spytał z niepokojem Scott, reszta jego przyjaciół z niepokojem patrzyła na weterynarza, czekając tylko na jego odpowiedź.
- Nie. Nie tak sobie z nimi radzili. Więźniowie muszą być istotami nadprzyrodzonymi, ale nikim z druidów. Jesteś pewien, że to nie był wilkołak?
- Wyczułbym. Zresztą, sam zapach tej istoty był... Pierwszy raz taki czułem. Do tego taki...
- Scott - Alan zwrócił uwagę chłopaka na jego pięść. Na samo wspomnienie wysunęły się jego pazury, które wbijały się w jego skórę. - Drażni cię, budzi gniew... - dodał z lekkim zamyśleniem i oparł się o blat. - Wygląda mi to znajomo, poszukam co to może być.
***
- Wiedziałem, że to zbyt piękne by mogło być prawdziwe - mruknął Stiles po zamknięciu szafki i spojrzał na Scotta. - Najpierw Darach, morderstwa, a teraz ta noc. Podobno jedna osoba zginęła, uderzył w nią piorun. Kilka innych osób trafiło do szpitala przez różne wypadki, jest trochę zniszczeń, były też spore problemy z łącznością - krótko streścił przyjacielowi wszystkie zdarzenia z ubiegłej nocy, jakie wyciągnął z trudem od swojego ojca
- Czyli możliwe, że zabili człowieka - skomentował krótko McCall, rozglądając się dookoła ze zmarszczonymi brwiami. - Nie wydaje Ci się, że jest dzisiaj jakoś bardziej głośno i wszyscy są bardziej ożywieni?
Stilinski spojrzał na innych tak jak Scott, musiał się zgodzić, było o wiele bardziej żywo niż zwykle. Ciężko było - głównie tyczyło się to chłopaków - zobaczyć kogoś kto nie gadał energicznie z kimś. Zanim zdążył to zaproponować, brunet skupił się nieco bardziej i podsłuchał niedaleką grupę chłopaków z drużyny.
- Chodzi o jakąś Erikę... Czyżby?
Choć była martwa, Scottowi mimo wszystko przyszło to na myśl. Życie go już nauczyło, że świat nadprzyrodzony potrafi nieraz zaskoczyć. Chyba że chodziło o inną. Osobiście, nie wierzył w przypadek oraz to, by imienniczka blondynki wywołała aż takie poruszenie.
Stiles złapał jakiegoś chłopaka przechodzącego obok i spytał go o co chodzi. Gdy ten im wyjaśnił, że chodzi o dwójkę nowych uczniów, z czego jedna jest zjawiskowo piękna, obaj spojrzeli po sobie zaniepokojeni. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby chłopak nie opowiadał o niej jak o doskonałej potrawie świata, doprowadzającej do ekstazy samą perspektywą zjedzenia jej. Czuli, że coś jest na rzeczy.
***
- Scott, spokojnie!
- Uspokój się!
Mówili do alfy wspólnie zarówno Stiles jak i Lydia, trzymając go i stojąc przed nim jak blokada. Sam nie wiedział co w niego wstąpiło, gdy tylko ujrzał dwójkę rodzeństwa przed sobą. Dzieliło ich zaledwie parę metrów, oni w przeciwieństwie do niego zachowali spokój, mimo że ich spojrzenia były mordercze. Mimo wszystko, emocje zaczynały powoli opadać i zarówno Stilinski jak i rudowłosa uznali, że mogą już puścić Scotta. Ludzie dookoła patrzyli to na rodzeństwo, to na paczkę znajomych. Szczęście, że kapitan drużyny opanował się na tyle, by nie pokazać ani pazurów, ani uzębienia czy oczu. Agresja naszła od pierwszego wejrzenia, co było z nimi nie tak lub z nim samym? Dziewczyna i chłopak też odpuścili, odwróciłby się w stronę korytarza i ruszył dalej, zaś brunetka by w końcu odwróciła wzrok od Allison, gdyby nie to, że tam już stał Isaac. Niedaleko niego Ethan i Aiden, wkładający bardzo dużo wysiłku, by nie dać upustu ogarniającym ich emocjom. Było to zresztą widoczne po ich twarzach.
- Isaac! - zawołał Scott, przywołując tym samym chłopaka do porządku.
- Już - mruknął w odpowiedzi, nie spuszczając wzroku z nowych. Zapewne by dał upust swojej wewnętrznej bestii, gdyby nie jego alfa. Ci bez słowa się odwrócili i poszli w swoją stronę.
- To ją spotkałem w lesie - powiedział z głosem pełnym pewności. - Ten sam zapach, to samo uczucie.
Patrzyli, dopóki nie zniknęli oni za rogiem. Owa Erica jeszcze na chwilę obejrzała się na Allison, którą aż przeszły dziwne dreszcze.

niedziela, 15 stycznia 2017

You love me cause I hate you.

Dzień jak co dzień, trening piłki ręcznej, który Chiara miała trzy razy w tygodniu. Poniedziałek, środa i właśnie piątek... O ile część ludzi myślała, co będzie robiła w weekend, Salerno wolała skupić się na grze i wykorzystywać rozkojarzenie innych. Zdążyła już w tym meczu zdobyć cztery bramki i właśnie nadchodziła następna, kiedy się poślizgnęła na płycie i piłka poleciała prosto w głowę dziewczyny, która odbijała piłkę ze swoją przyjaciółką. One akurat były ze szkolnej drużyny siatkarskiej, a brunetka mogła jedynie w tym momencie patrzyć jak niebiesko-biała mała kulka leci prosto w rude włosy. Dosięgnęła w końcu celu, sprawiając że dziewczyna się przewróciła. Chiara ignorując ból szybko się podniosła z ziemi i pobiegła do niej, czując ukłucie paniki. Rzadko kiedy miała taką sytuację jak ta, jeśli już to ze znajomymi z klasy, a to było nic w porównaniu do osoby, której imienia nawet nie znała.

- Przepraszam! - pisnęła gdy tylko dobiegła do niej i pomogła zdezorientowanej dziewczynie wstać, dla drużyny piłki ręcznej zarządzono kilkunastominutową przerwę. Zmęczenie po ludziach było widać, sporo z członków się zebrało w grupki i rozmawiało ze sobą na temat planów na weekend. Ruda spojrzała na Salerno nieco zdziwiona, ale wstała dzięki niej i przy jej pomocy udała się na ławkę. - Naprawdę nie chciałam, po prostu się poślizgnęłam i celowałam w bramkę... - tłumaczyła się dalej, spokój siatkarki wydawał się niepokojący, jak tykająca bomba zegarowa.

- Spokojnie - urwała jej tłumaczenia uniesieniem ręki. - Nic się nie stało. Poboli, poboli i w końcu przestanie, prawda? - spojrzała na "winowajczynię" i się uśmiechnęła. - Naprawdę nic nie szkodzi - dodała i na chwilę ich oczy się spotkały, nastała chwila ciszy, wypełniona wpatrywaniem się. - Vittoria jestem, miło poznać - szatynka o rudawych włosach w końcu zdecydowała się przerwać ciszę, ponownie uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu.

- Chiara - odparła brunetka z wyraźną ulgą i odwróciła na chwilę wzrok w stronę boiska, chcąc umknąć oczom siatkarki, których tęczówki kojarzyły się dziewczynie z czekoladą. - Też mi miło poznać, mimo okoliczności... - dodała nieco zakłopotana i spojrzała na Vittorię.

- Powiem ci, że bardzo dobrze grasz. Ostatnio kilka razy obserwowałam jak grasz, raz było między innymi gdy miałam kontuzję. Jesteś jedną z najlepszych z tego co widzę - zaczęła temat, szczerze zaintrygowana nową znajomą, na co ta poczuła się nieco onieśmielona. Spodziewała się jakiegoś wybuchu, pretensji typu "ślepa jesteś czy jesteś totalną niemotą?". Nie żeby jej nie pasowało, ale była zaskoczona.

- O... To miłe - odparła nie mogąc powstrzymać wsuwającego się na twarz uśmiechu. Intrygowała ją siatkarka, zdecydowanie miała w sobie to coś, nie mówiąc już nawet o tym, że urodą była w każdym calu w typie Chiary! Oczywiście dziewczyna nie robiła sobie nadziei, że coś z tego wyjdzie. Pewnie jest hetero jak większość, może ma chłopaka... Żeby tylko wiedziała, że zainteresowanie szło z wzajemnością. - Wprawdzie nie miałam okazji widzieć jak grasz, najczęściej robicie ćwiczenia - odpowiedziała, żałując że nie ma jak jej skomplementować. Miała wrażenie, że ciało Vittorii krzyczy do niej "pochwal mnie, halo, domagam się tego i żądam na miejscu!". Nie chciała jednak wyjść na dziwną ani jej do siebie zrazić.

- Tak... To jest właśnie to. Cały czas robimy ćwiczenia, to odbijamy, to serwujemy, to jeszcze coś innego... Chyba z trzy tygodnie temu ostatnio grałyśmy coś cokolwiek. Ja rozumiem, że technika jest ważna, ale nie mamy jak się do siebie przyzwyczaić, stać się zgranym zespołem porozumiewającym się bez słów! - o popatrz, jedno zdanie i jak łatwo można kogoś rozkręcić by zaczął wyjaśniać. Salerno spijała każde słowo z jej ust, tak kuszących, wołających telepatycznie do dziewczyny by ich spróbowała, skosztowała, olała wszelką młodzież i trenerów dookoła. Rozmówczyni zdawała się nic nie zauważać, ale potrafiła być szatanem w ludzkiej skórze. Domyślała się co brunetce w duszy gra i było jej to nawet na rękę, mimo że w głowie siatkarki wciąż pojawiało się imię "Michele". - Dlatego nie wiem czy nie zrezygnować z tych treningów i jeździć do Florencji. Myślę, że tam miałabym o wiele lepszego trenera.

- Nie nie, daj mu szansę - odruchowo, impulsywnie odpowiedziała szatynce, dopiero po fakcie zdając sobie sprawę z wypowiedzianych słów. Zrobiło jej się głupio, ale musiała przybrać dobrą minę do złej gry. - Jak to było w... Jakimś filmie, czekaj... - strzelała palcami próbując sobie przypomnieć tytuł. - O, w "Karate kid"! Zdejmij kurtkę, załóż, powieś, upuść... Coś tego typu...

Vittoria się zaśmiała na jej porównanie oraz impulsywność, co jeszcze bardziej zdeprymowało Chiarę, ale zastanowiło ją jedno.

- Do której klasy chodzisz? Nigdy wcześniej jakoś nie wpadłam na ciebie, to aż dziwne, bo w gruncie rzeczy uczęszczamy do tej samej szkoły...

- Chodzę do drugiej C, klasa językowa - odpowiedziała jej, nerwowo bawiła się kosmykiem włosów. - A ty?

- Trzecia A, matematyczno-fizyczna.

Brunetka machnęła ręką i pokręciła głową. Nie znosiła przedmiotów ścisłych, matematyki nie lubiła z wzajemnością, a fizyka... Gdy się ogląda "1000 degree knife" to owszem, do momentu jest fajnie lub gdy się ogląda różne eksperymenty pirotechniczne, które ją cholernie kręciły. Ale te wszystkie zasady, teorie... To nie było dla niej.

- Nie potrafiłabym być na tym kierunku, nie znoszę matematyki, jest okropna - odpowiedziała Vittorii. - Już nie mówiąc o tej szm... - zakasłała teatralnie - nauczycielce, z którą mam. Wymaga tego, czego nie umie nas nauczyć i... - urwała gdy usłyszała wołanie trenera. Nie, nie teraz! Rozmowa szła w najlepsze, miały właśnie wymieniać poglądy na temat sytemu edukacyjnego, a tu nagle koniec. - Dobra, lecę grać, jak coś to się w szkole zgadamy i... - podniosła się z ławki i już miała ruszyć na boisko, gdy poczuła zaciskające się palce na przedramieniu, zaskoczona spojrzała na siatkarkę.

- Daleko mieszkasz od ulicy Barbarossy? - Vittoria spytała dziewczynę, wyraźnie nie chcąc kończąc rozmowy.

- Jedną ulicę jedynie. Czemu pytasz?

- Mieszkam na niej. Za pół godziny kończę trening, z tego co wiem ty też, więc może wrócimy razem? - zaproponowała sama wstając i zabierając rękę.

- Bardzo chętnie! - odpowiedziała wyraźnie ucieszona. - To do później! - odwróciła się na drugie wołanie trenera i pobiegła znów na boisko, znów wpadając w wir walki o wygraną. Teraz i ona dołączyła do grona rozkojarzonych, ale w przeciwieństwie do reszty, miała inny powód ku temu.

***

Chiara stała już przy drzwiach wyjściowych, oparta o ścianę i czekała. Świeżo po prysznicu, ubrana... Oczywiście też kilka razy się upewniła, że wszystko jest okej z jej wyglądem, że buty zasznurowane, nic nie odstaje, wszystko tak jak ma być. Pojawiały się też obawy. A może długo jej zeszło i Vittoria postanowiła iść bez niej? A może się rozmyśliła? Może to był tylko głupi żart? Po szkole też krążyły plotki, że jest lesbijką, więc może po prostu zagrała na tym i tak naprawdę jest wrednym homofobem? Jakże jednak odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła siatkarkę udającą się w jej stronę. Uśmiechnęła się do niej szeroko, co ku jej uciesze dziewczyna odwzajemniła.

- Wybacz, że tak długo, Alessia mi schowała buty i nawet nie chciała powiedzieć gdzie! - wytłumaczyła się z jękiem. - Idziemy? - spytała i położyła dłoń na klamce. Chiara chwilowo zajęta była patrzeniem na dziewczynę. Wcześniej była ubrana w sportowe spodenki i koszulkę z numerem 12, podkreślało to smukłą, niegrzeszącą wzrostem sylwetkę Vittorii, a teraz miała ona na sobie czarne jeansy, botki oraz luźną bluzkę, miejscami koronkową, wliczając w to obszycia rękawów. Nie wspominając o tym, że przez czerwony materiał prześwitywał czarny stanik, a to jedynie rozpędzało myśli Salerno. Na szyi miała jeszcze apaszkę, czarno-czerwoną, to dopasowanie kolorów kusiło coraz bardziej brunetkę. W tym momencie uznała, że wygląda co najmniej okropnie przy rudowłosej i jej poczuciu stylu.

- Pewnie, nie ma sprawy - odpowiedziała wyrwana z zamyślenia i wyszła z dziewczyną z hali. Miała ochotę zacząć jakiś temat, rozmowę, żeby droga nie minęła w milczeniu. Nie mogła przepuścić tej okazji, a była mocno pod wrażeniem Vittorii. Co się ze mną dzieje? ~ pomyślała, zupełnie zaskoczona, że ma takie problemy. Na spokojnie mogła zacząć konwersację z obcymi, z bananem na twarzy i przyjaznym nastawieniem, a jak tylko pojawiła się ta dziewczyna...

- Czym się interesujesz? - bam, zaskoczenie, towarzyszka zdecydowała się przerwać ciszę i świadomie, a może nie, wyręczyć brunetkę. - Poza piłką ręczną.

- A... Nic wielkiego. Piszę opowiadania, czytam książki, gram na skrzypcach... Chętnie też pływam i bardzo, ale to bardzo fascynują mnie podróże. I chyba tyle...

- O, skrzypce! - Vittoria zawołała z entuzjazmem i na chwilę się zatrzymała. - Pograsz mi kiedyś, prawda? Jeju, kocham ich dźwięk, mogłabym ich słuchać kładąc się spać, budząc o poranku!

Chiara chyba do tej pory nigdy się nie uśmiechnęła tak szeroko jak teraz, najbardziej satysfakcjonowało ją gdy inni od razu dostawali świra po usłyszeniu, że jest skrzypaczką. A cóż... Im bardziej mogła jej zaimponować, tym lepiej.

- A Ty czym się interesujesz? - spytała i spojrzała na rudą, na chwilę się wpatrzyła w jej oczy, po czym szybko zarumieniona odwróciła wzrok. Chiara, co ty najlepszego wyprawiasz? Ogarnij się, zaraz się domyśli wszystkiego i jakoś taktycznie ucieknie do siebie, zostawiając mnie samą! Tego typu myśli zdominowały na chwilę jej umysł.

- Jazdą konną, często wyjeżdżam sobie w teren do jakiejś szkoły i spędzam czas z Arashi, moją klaczą - odparła z lekkim uśmiechem. - Poza tym pasjonuje mnie jeszcze dziennikarstwo. Zdarza się, że sama piszę jakieś artykuły, relacje, czy wymyślone wywiady... Czysto dla siebie samej. Planuję jednak starać się o przyjęcie do szkolnej gazetki... - urwała by nagle się zatrzymać. - To tutaj.

Salerno słuchała uważnie dziewczyny, bardzo zaintrygowana nią. Dla tej urody... Mogłaby się nawet zaoferować do bycia jej prywatną klaczą! Brunetkę zdecydowanie było stać na wiele, gdy jej bardzo zależało. Już miała ją spytać, czy da jej kiedyś przeczytać coś swojego, mogła tylko myśleć o tym o czym mogła pisać Vittoria, ale wtedy jakby coś ją zmroziło, jakby mały Arab właśnie przebiegł obok niej i wylał na nią wiadro lodowatej wody. Nie... Nie tak szybko!

- Chcesz może wejść? I tak rodziców nie ma, wyjechali na trzy dni. Od dzisiejszego ranka mam trzy doby istnej Sodomy i Gomory! - zaśmiała się i położyła dłoń na klamce furtki. Ucieszyła się mocno na tą propozycję, to była jedna z najlepszych sugestii jakie mogła dzisiaj od niej usłyszeć. Miały jednak paść jeszcze inne... Ale to później.

- Pewnie, z wielką chęcią - odpowiedziała z entuzjazmem, choć w głębi siebie piszczała z ekscytacji.

- No to zapraszam - odparła i otworzyła ją na oścież, wpuszczając tym samym do środka.


Dom był duży, przestrzenny i widać było, że rodzina Vittorii bardzo dobrze prosperuje. Bogaty, elegancki wystrój... Jakoś pasowało jej to do siatkarki. Krótkim spojrzeniem obrzuciła zdjęcia rodzinne, na których ruda wyglądała uroczo, tak że aż szło cukrzycy dostać.

- Napijesz się czegoś? - usłyszała od dziewczyny, która teraz była w kuchni i się rozglądała za jakimś sokiem.

- Chętnie, poproszę - odpowiedziała z uśmiechem i przeszła do pomieszczenia, w którym dominowała biel.

- Ananas, może owoce leśne? Z kostkami lodu, bez? Usiądź - wskazała na stolik przy oknie z uśmiechem i poczekała aż ta usiądzie i jej odpowie. Idealnie się zgrało wszystko. Wyjazd rodziców, poznanie ciekawej dziewczyny... Aż dreszcze przechodzą na myśl, co będzie później.

- Ananasowy jak najbardziej. Mój ulubiony owoc - ucieszona brunetka zajęła miejsce. Przyjrzała się dokładniej rudowłosej i oparła podbródek na dłoni. Jej oczy wciąż nie miały dość genialnej sylwetki, której mogła by pozazdrościć niejedna modelka, zachwycała się odcieniem jej włosów, nimi samymi, tak zadbanymi i wyglądającymi na nieludzko przyjemne w dotyku... W swoim zauroczeniu mogła by pływać jak w Adriatyku!

- Naprawdę? Też bardzo je lubię - Vittoria właśnie skończyła nalewać i usiadła przy stole, obok Chiary, stawiając szklanki przed sobą. - Przypomina mi się jak w poprzedniej szkole jadłam ananasy na korytarzu. Z puszki, w tym swoim zalewie... Nie wiem czemu ludzie się śmiali - wzruszyła ramionami, po czym zaśmiała się z brunetką. - Posiłek jak posiłek, co było w tym dziwnego?

- Nic, tak samo bym zrobiła na twoim miejscu - stwierdziła Salerno, na moment przed upiciem łyka ze szklanki. Rozkoszowała się chwilę smakiem, po czym miejsce miała jej impulsywność. - Zatem jeśli zabiorę cię kiedyś na randkę, to na żadną kawę czy kolację ze świecami, a na ananasy z puszki w supermarkecie? - spytała z rozbawieniem, po czym nagle się zmieszała, zdając sobie sprawę jak mogła by to odebrać Vittoria, jeśli była hetero. Jednak rudowłosa ku jej zaskoczeniu ujęła kosmyk czarnych włosów i zaczęła się nim powoli bawić, patrząc w ciemne oczy Chiary.

- Słodkie. Tego jeszcze nie zdarzyło mi się słyszeć do tej pory - powiedziała cicho, widziała jak dziewczyna zareagowała, była spięta. Jakże to dla siatkarki było urocze... - Nie stresuj się, nie masz czym... - dodała szeptem i przybliżyła swoją twarz do oblicza rozmówczyni. - Pragniesz mnie, prawda? Widzę to po twoim ciele, policzkach, mimice i tym jak na mnie patrzysz... - drugą dłonią ujęła jej podbródek i kiedy ta chciała uciec spojrzeniem na podłogę, Vittoria jej na to nie pozwoliła i zadarła nieco jej głowę do góry. Żadnych dodatkowych i zbędnych słów, gestów... Jeden uspokajający uśmiech od rudej, a potem... Wpiła się namiętnie w jej usta.

Zaskoczona Salerno znieruchomiała przez chwilę. Zaledwie sekundę temu czuła, że chce uciekać, że nie da rady być tutaj z nią ani minuty dłużej, totalnie obnażona przed jej oczami. Teraz jednak nie miała możliwości ruchu, aż do chwili kiedy wszystko do niej dotarło z opóźnieniem i założyła dłonie na kark Vittorii, odwzajemniając przy tym namiętnie pocałunek, dając upust swojemu wszelkiemu pożądaniu i emocjom.

Zaledwie po paru minutach wpadły przez drzwi sypialni na łóżku, złączone ustami. Gdyby którakolwiek miała pirokinezę i nie umiała jej kontrolować, ten dom momentalnie stanąłby w płomieniach. Wezuwiusz był niczym przy tym ogniu namiętności, manifestowanym w kontakcie warg Chiary i Vittorii. Dopiero po paru sekundach ta druga odsunęła na chwilę swoją twarz, dając i sobie i towarzyszce złapać oddech. Brunetka nie omieszkała tego wykorzystać, wiedziała do czego za chwilę dojdzie, że tym razem będzie dosłownie obnażona, a poduszki będą w niebezpieczeństwie.

- Nie musisz być delikatna... - wyszeptała do rudej, patrząc jej w oczy.

- Co masz na myśli?

Chwilowe przejęcie pałeczki przez  Chiarę, dziewczyna usiadła okrakiem na biodrach Vittorii i spojrzała jej w oczy.

- Lubię ból... - zamruczała i nachyliła się do jej ust, musnęła je lekko wargami. - Wiesz może czym jest bdsm?

- Hmm... - siatkarka uniosła brew, nie trzeba było jej więcej mówić, w głowie zaś narodził się od razu plan. - Nie musisz nic więcej mówić... - szepnęła w odpowiedzi i przekręciła się z nią, żeby przez chwilę górować. Lubiła ładnie wyglądać, zatem miała bogatą garderobę, a jej część... Mogła ciekawie wykorzystać. Choćby po to, by po paru minutach Chiara w ciekawej odsłonie leżała na łóżku, przywiązana do ramy łóżka. Nie inaczej było z jej kostkami, które były przymocowane do drugiej ramy, zaś dwie pozostałe apaszki, krępujące jej ciało znalazły się na szyi i na oczach...