wtorek, 28 marca 2017

Afterlife

Darach martwa, problem ze stadem Alfa - rozwiązany. Czego chcieć więcej? Wydawało się, mimo uaktywnionego nemetonu, że teraz będzie już tylko spokojniej, nic nie będzie zagrażało nie tylko paczce przyjaciół, a i Beacon Hills.
Zapowiadała się też spokojna i cicha noc, taka jakich wiele... Do czasu. Scott siedział akurat ze Stilesem przy samochodzie, jego przyjaciel po raz kolejny naprawiał coś przy silniku.
- Czujesz coś?
- W sensie?
- No... Pełnia.
Alfa jedynie pokręcił głową w odpowiedzi, krótko po tym niebo rozdarła błyskawica, a później rozległ się grzmot, przez który aż zadrżały szyby samochodu. Obaj zmarszczyli brwi i spojrzeli w nocne niebo.
- Burza? Dopiero co było czyste niebo, nawet nie zapowiadali żadnej - spojrzał chwilę na Scotta, zanim znów podniósł wzrok na niebo. Jego przyjaciel zauważył, jak w oddali uderzył piorun. Może byłoby to typowe zjawisko natury, gdyby chwilę później nie uderzyły dwa, jeden po drugim, zaś po nich jeszcze czwarty i piąty. Nie trafiały one w jedno miejsce oczywiście, gdyby widzieli z lotu ptaka, wyszłyby z tego wierzchołki pięciokąta. Najlepsza porcja jednak dopiero nadeszła, w samo centrum owej figury uderzył czerwony piorun. Poza nietypową barwą, miał i dziwne następstwa. Ziemia się zatrzęsła i zebrał się wielki wiatr. McCallowi nie była potrzeba wiele, rzucił się od razu biegiem w stronę miejsca, w które uderzył piorun.
- Scott! - zawołał za nim Stiles, ale alfa nie zwrócił na to uwagi.
Biegł niestrudzenie, jak najszybciej, mijając drzewo za drzewem i kierując się ku wzniesieniu. Pamiętał, to tam. Wiatr mu utrudniał sprawę, rozwiewał włosy, sprawiał że towarzyszyło mu ciągłe wycie dookoła.
***
Stos kamieni, zdawałoby się, że utworzony przez naturę. Nic bardziej mylnego, gdyby ktoś ktokolwiek zobaczyłby dolne strony kamieni, zauważyłby znane nielicznym runy. Aż w końcu rozległ się grzmot, błysk oswietlił na chwilę pęknięcia na kamieniach, coraz to większe. Nie minęła chwila jak eksplodowały i ukazały to, na czym były przez te lata. Zielona powierzchnia, jakby ze szmaragdów, które nabierała coraz to silniejszej poświaty, otulającej znajdujące się w środku ciało. Zakapturzone, w dużej czarnej szacie. Pojawiły się dwa czerwone światełka w tej ciemności, na moment przed tym, jak w powierzchnię uderzył grom barwy krwi. Chmury odsłoniły księżyc, jego światło padło na grobowiec, aktualnie zniszczony. Dno dołku było wyłożone roztrzaskanymi szmaragdami, zaś osoba leżąca wśród nich jeszcze chwilę temu, podniosła się na nogi. Wyszła z dołku i jej wzrok natrafił na chłopaka o czerwonych błyszczących oczach i wyszczerzonym uzębieniu dzikiej bestii.
Ona wiedziała, że to nie przez pełnię, sama poczuła tą pierwotną nienawiść. Miała jednak większe doświadczenie od wilkołaka i w przeciwieństwie do niego się powstrzymała od rzucenia się na niego. Uchyliła się, by napastnik znalazł się nad nią, by potem wyskoczyła w górę i kopnęła go z pełnego obrotu.
Lot Scotta zakończył się na drzewie, po którym się zsunął w dół, a niebo rozdarł kolejny grzmot. Gdy ich oczy się spotkały, wydawało mu się, że widzi w nich przez chwilę ciemnoniebieskie niebo. Potem jednak tęczówki znów się stały jasnoczerwone i ona zaczęła iść przed siebie, do tylko jej znanego miejsca. Zignorowała też jego dziki, bitewny ryk. Kiedy tylko McCall się poderwał, tuż przed nim, jakby ostrzegawczo, uderzył kolejny piorun. Po niebie zaś przeleciała wielka chmara nietoperzy, o rozmiarach takich, że żadni specjaliści ani badacze nie widzieli chyba nigdy tak dużego ich zbiorowiska. Zniknęły mu z oczu dopiero po dłuższej chwili.
- Scott? - dobiegło go wołanie, które straciło nieco na mocy przez wiatr. Obejrzał się w stronę źródła głosu, w jego stronę zmierzał Stiles, Lydia, Allison oraz na samym przodzie Isaac. W końcu udało im się dotrzeć, ledwo Stiles zdążył mu zadać pytanie co się stało, a znów zobaczyli to samo co wcześniej. Około dwóch kilometrów dalej pioruny uderzyły w ten sam sposób, na koniec zaś czerwony piorun trafił w sam środek.
- Ktokolwiek to był, musimy się dowiedzieć czym jest i co zamierza - odpowiedział mu poważnie, patrząc prosto na nocne burzowe niebo.
***
- To mi wygląda na więzienie zrobione przez druidów - zaczął Deaton po obejrzeniu zabranych z tamtego miejsca odłamków kamieni, zdążył już ułożyć w jedną całość. - Wyglądają na stare, myślę że mają conajmniej kilkadziesiąt lat.
- Kolejny Darach? - spytał z niepokojem Scott, reszta jego przyjaciół z niepokojem patrzyła na weterynarza, czekając tylko na jego odpowiedź.
- Nie. Nie tak sobie z nimi radzili. Więźniowie muszą być istotami nadprzyrodzonymi, ale nikim z druidów. Jesteś pewien, że to nie był wilkołak?
- Wyczułbym. Zresztą, sam zapach tej istoty był... Pierwszy raz taki czułem. Do tego taki...
- Scott - Alan zwrócił uwagę chłopaka na jego pięść. Na samo wspomnienie wysunęły się jego pazury, które wbijały się w jego skórę. - Drażni cię, budzi gniew... - dodał z lekkim zamyśleniem i oparł się o blat. - Wygląda mi to znajomo, poszukam co to może być.
***
- Wiedziałem, że to zbyt piękne by mogło być prawdziwe - mruknął Stiles po zamknięciu szafki i spojrzał na Scotta. - Najpierw Darach, morderstwa, a teraz ta noc. Podobno jedna osoba zginęła, uderzył w nią piorun. Kilka innych osób trafiło do szpitala przez różne wypadki, jest trochę zniszczeń, były też spore problemy z łącznością - krótko streścił przyjacielowi wszystkie zdarzenia z ubiegłej nocy, jakie wyciągnął z trudem od swojego ojca
- Czyli możliwe, że zabili człowieka - skomentował krótko McCall, rozglądając się dookoła ze zmarszczonymi brwiami. - Nie wydaje Ci się, że jest dzisiaj jakoś bardziej głośno i wszyscy są bardziej ożywieni?
Stilinski spojrzał na innych tak jak Scott, musiał się zgodzić, było o wiele bardziej żywo niż zwykle. Ciężko było - głównie tyczyło się to chłopaków - zobaczyć kogoś kto nie gadał energicznie z kimś. Zanim zdążył to zaproponować, brunet skupił się nieco bardziej i podsłuchał niedaleką grupę chłopaków z drużyny.
- Chodzi o jakąś Erikę... Czyżby?
Choć była martwa, Scottowi mimo wszystko przyszło to na myśl. Życie go już nauczyło, że świat nadprzyrodzony potrafi nieraz zaskoczyć. Chyba że chodziło o inną. Osobiście, nie wierzył w przypadek oraz to, by imienniczka blondynki wywołała aż takie poruszenie.
Stiles złapał jakiegoś chłopaka przechodzącego obok i spytał go o co chodzi. Gdy ten im wyjaśnił, że chodzi o dwójkę nowych uczniów, z czego jedna jest zjawiskowo piękna, obaj spojrzeli po sobie zaniepokojeni. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby chłopak nie opowiadał o niej jak o doskonałej potrawie świata, doprowadzającej do ekstazy samą perspektywą zjedzenia jej. Czuli, że coś jest na rzeczy.
***
- Scott, spokojnie!
- Uspokój się!
Mówili do alfy wspólnie zarówno Stiles jak i Lydia, trzymając go i stojąc przed nim jak blokada. Sam nie wiedział co w niego wstąpiło, gdy tylko ujrzał dwójkę rodzeństwa przed sobą. Dzieliło ich zaledwie parę metrów, oni w przeciwieństwie do niego zachowali spokój, mimo że ich spojrzenia były mordercze. Mimo wszystko, emocje zaczynały powoli opadać i zarówno Stilinski jak i rudowłosa uznali, że mogą już puścić Scotta. Ludzie dookoła patrzyli to na rodzeństwo, to na paczkę znajomych. Szczęście, że kapitan drużyny opanował się na tyle, by nie pokazać ani pazurów, ani uzębienia czy oczu. Agresja naszła od pierwszego wejrzenia, co było z nimi nie tak lub z nim samym? Dziewczyna i chłopak też odpuścili, odwróciłby się w stronę korytarza i ruszył dalej, zaś brunetka by w końcu odwróciła wzrok od Allison, gdyby nie to, że tam już stał Isaac. Niedaleko niego Ethan i Aiden, wkładający bardzo dużo wysiłku, by nie dać upustu ogarniającym ich emocjom. Było to zresztą widoczne po ich twarzach.
- Isaac! - zawołał Scott, przywołując tym samym chłopaka do porządku.
- Już - mruknął w odpowiedzi, nie spuszczając wzroku z nowych. Zapewne by dał upust swojej wewnętrznej bestii, gdyby nie jego alfa. Ci bez słowa się odwrócili i poszli w swoją stronę.
- To ją spotkałem w lesie - powiedział z głosem pełnym pewności. - Ten sam zapach, to samo uczucie.
Patrzyli, dopóki nie zniknęli oni za rogiem. Owa Erica jeszcze na chwilę obejrzała się na Allison, którą aż przeszły dziwne dreszcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz