czwartek, 20 października 2016

Piraci z Karaibów - Mglista Wdowa

Stary marynarz zszedł ze steru, miał go zastąpić na krótki czas młodszy. Oparł się o barierkę obok i westchnął, rozejrzał po horyzoncie. Chłopak posłał mu zaciekawione spojrzenie, pomieszane z niepokojem.
- Mogę o coś zapytać?
Podniósł zaciekawiony głowę i zerknął w jego bystre oczy. Westchnął myśląc chwilę, po czym skinął swoją siwą czupryną. Był prawie pewien tego, o co młodzik zapyta.
- Ostatnio załoga jest dziwnie zaniepokojona, jakby się rozglądała wszędzie w obawie, że coś się pojawi. O co chodzi? - zakręcił raz sterem, okręt lekko odbił na bok po czym znów wrócił do kursu na północ.
- Mówi się – wziął oddech, nie mylił się jednak. A on miał prawo zapytać, zgadzało się, sam czuł że niepokój był prawie że namacalny. Wbił wzrok w ciemność przed statkiem, chmury na chwilę odsłoniły księżyc. Mgła którą zobaczył w oddali przyprawiła go o spazmy, które ledwo powstrzymał. Z niespodziewanym wigorem odsunął chłopaka od steru i zaczął nim kręcić z zamiarem jak najszybszego skierowania okrętu w przeciwną stronę. - O pewnym okręcie. Handlarze których mijaliśmy, zatrzymali się na krótką rozmowę z nami. Słyszeli w porcie, że niedaleko go widziano.
- Nie mieliśmy płynąć na północ? - spojrzał na niego zaskoczony, po czym dostrzegł jego strach.
- Obudź wszystkich! Stan alarmowy! - zawołał drżącym głosem. - Powiedz im o Mglistej Wdowie!
Pokiwał szybko głową i zbiegł do poziomu na którym były hamaki. Wiszące dzwonki, które ogłaszały pobudkę lub śniadanie, on teraz wykorzystał inaczej. Pociągał za nie panicznie, na co kilku mężczyzn spadło nagle obudzonych, inni na niego spojrzeli jak na idiotę, wręcz morderczo. -Życie Ci niemiłe żartownisiu? Matka Cię nie nauczyła dobrego zachowania? - warknął jeden z nich.
- Nie o to chodzi – odpowiedział drżącym ze strachu głosem. - M-m-mglista Wdowa, chciał by.. ogłosić... - wskazał do góry dukając odpowiedź, ale nie dokończył gdy załoga gwałtownie zaczęła się ubierać i dobywać wszelkiej broni. Po kilku sekundach biegiem go ominęli.
- Rozwinąć żagle, już!
- Wszyscy, wszyscy! Jak największa prędkość!
Nie rozumiejąc nic, wyszedł po schodach na górę, dookoła był totalny chaos. Nikt jakby go nie dostrzegał, trzy razy zderzył się z barkami przypadkowych członków załogi. Wrócił szybko do mężczyzny przy sterze. - Gotowe. I... Co z tym okrętem?
- Mglista Wdowa, okręt o którym niezbyt wielu ludzi miało okazję opowiadać - odpowiedział szybko. - Jego panią kapitan zwą Wiedźmą Oceanów. Nawet Davy Jones się z nią liczy, mimo że jest z nią w konflikcie. Nazwa jej statku wzięła się od zawsze towarzyszącej łajbie mgle. Richard! Potwierdź co widzisz! - zawołał do bocianiego gniazda, lecz nic nie słyszał. Światło pochodni oraz lamp naftowych już tam nie docierało. - Richard?
Usłyszeli głuchy łoskot czegoś uderzającego o deski, chłopak krzyknął.
Szeroko otwartymi, wystraszonymi oczami na młodego marynarza patrzyły zwłoki. Rozerwana szyja, pełno krwi oraz powyłamywane ręce, to było więcej niż trzeba by opanowała go panika.
- Widać fioletowe światło, to na pewno ona!
- Czy tam nie było przypadkiem jej pupilka?!
- Mglistej Wdowie nigdy nie towarzyszył wąż, to tylko plotki!
Rozglądał się panicznie dookoła, już ze łzami w oczach. Na każdej z twarzy, na jaką by nie spojrzał, malował się strach, niepokój. Udzielało się to i jemu. Okręt zadrżał powodując kolejny atak paniki.
- Wyciągać działa! Szykować się do ostrzału!
- Zamknij się, to nic Ci nie da, jesteśmy zgubieni! - dwóch nagle zaczęło się kłócić. Kolejny raz statek się zatrząsł, stary nie był już pewien, czy jest sens próbować uciec. Nawet jeśli uciekliby Mglistej Wdowie, i tak dorwałaby ich tajemnicza bestia, pod władzą demonicznego kapitana okrętu.
- Nieprawda, zawsze nam to da jakieś minimalne szanse! - odezwał się głośno, lekko zachrypniętym głosem. Ich kapitan zmarł dwa dni temu na jakąś chorobę tropikalną, jakiś czas po tym, gdy opuścili wyspę na której handlowali z tubylcami. Nie była ona zaraźliwa jak widać, ale pozbawiła ich dowództwa. Wciąż miał jednak jego kapelusz przy sobie, spojrzał ze smutkiem na nakrycie głowy. - Mówiłeś, że się wkrótce spotkamy, miałeś rację - szepnął po czym założył go na swoją siwą czuprynę. - Na stanowiska! - krzyknął. - Szykować się do ataku!
Ich właściwie najnowszy marynarz, ten który podniósł alarm, podbiegł do barierki na krawędzi. Zauważył jak obok niego jakiś kolega z załogi klęczał i modlił się w górę o wybawienie. Gdy spojrzał w ciemność, na ułamek sekundy dostrzegł fioletowy błysk. W oko wpadły mu również oddalone bliżej nieokreśloną odległość od statku purpurowe płomienie. Chmury znów na chwilę pozwoliły księżycowi ośwetlić powierzchnię morza, zobaczył majaczące krawędzie okrętu oraz więcej płomieni.
- Jasper! - usłyszał zachrypnięty głos i poczuł jak ktoś bierze go pod ramię i poprowadził go do jednej jedynej szalupy ratunkowej. - To Twoja druga wyprawa z nami - z zaskoczeniem zauważył w oczach starca łzy. - Nie masz takiego obowiązku wobec tej łajby jak my, nie zasłużyłeś też niczym na ten los. Wsiadaj i wiosłuj ile w sił w rękach, jak najdalej stąd i nie wypływaj na morze. Podobno Mglista Wdowa nie odpuszcza nikomu, kto się jej wymknął - dodał drżącym głosem, nie czekając na jego odpowiedź wepchnął go na łódź. - Jeśli trafisz na kogokolwiek z kompanii, powiedz że jako jedyny wymknąłeś się Wdowie. A teraz szybko! Każda sekunda jest ważna!
- Ale panie Stan! - zawołał w sprzeciwie, za szybko, nie zdążył każdemu z nich podziękować za spędzony z nimi czas. Wściekły na siebie czuł łzy w oczach. Nagle starzec nożem odciął liny trzymające szalupę, która spadła na powierzchnię wody.
- Nie zatrzymuj się! - zawołał jeszcze, patrzył na niego jak na własnego syna, młodzieniec łudząco go przypominał. - Poradź sobie... - dodał szeptem i odwrócił się do załogi. - Panowie! Wbijamy na pełnej, pokażmy suce, że my nie jesteśmy pierwszymi lepszymi zwierzątkami!
Odpowiedział mu zbiorowy okrzyk, płynęli prosto na okręt. Powoli dostrzegali coraz więcej szczegółów. Zrobiony z ciemnego drewna, smukły i długi. Jego boki zdobiły dwie podłużne wilcze paszcze. Na samym przodzie była wyrzeźbiona gorgona. Żagle były czarne, krążyły pogłoski, że Wdowa nie potrzebuje wiatru ani prądu by się poruszać, gdyż nikt nie dostrzegał ich. A z kolei Ci, którym dane było je zobaczyć - nie mieli już następnej okazji opowiadać o tym.
- Kapitanie?
- Jeszcze nie - uniósł rękę przed siebie, nakazując im się wstrzymać. Uważnie obserwował odległość. Jeszcze chwila... Jeszcze... Kątem oka dostrzegł kształt na samym przodzie okrętu. Kobieca sylwetka... Suknia... Włosy o długości do pasa... To był ten moment. - Ognia! - opuścił rękę z gromkim krzykiem, powietrze wypełnił huk armat. Z przerażeniem jednak nie widział uszkodzeń we wrogim okręcie. Czy to ciemności to zasłaniały?
Zauważył kolejną przerażąjącą rzecz. Statek, którego był kapitanem, przestał się poruszać w przód i cofał. Coraz niżej opadali, czuł to. Zaklął głośno, w takim wypadku nie mieli szans, jeśli było to to, o czym myślał...
Jasper wiosłował ile sił, przerażony tym co właśnie widział, jednak musiał na chwilę się obejrzeć za siebie i zobaczyć, jak się przedstawia sytuacja. Zamarł gdy to zobaczył. Ogromny wir wodny zasysał okręt. Jednak nie tylko to nim wstrząsnęło. W pewnym momencie z wody wyłoniły się ogromne szczęki, głuchy ryk zatrząsł wszystkim. Gdy tylko jeszcze bardziej się zanurzył w wodzie, tajemnicza bestia wciągnęła okręt całkowicie. Z odgłosem trzaskającego drewna i wrzasków marynarzy mieszał się opętańczy żeński śmiech dochodzący z okrętu.
Uświadomił sobie z paniką, że i jego zaczęło ciągnąć do wiru wodnego. Ile sił w rękach wziął się za wiosłowanie, instynkt samozachowawczy wziął nad nim górę. Cudem udało mu się nie zostać porwanym przez prąd i dostrzegł niedaleko przed sobą skupisko skał. Popłynął za nie i wspiął się do połowy ich wysokości, wciągnął za sobą i szalupę, w obawie że czymkolwiek to było, wyczuje jej obecność w wodzie. Śmiech ucichł, ryki również. Wyjrzał delikatnie za krawędź skał. Tafla wody była już spokojna, oświetlana światłem księżyca. Mglista Wdowa niespiesznie płynęła dalej, stopniowo się oddalała i jedyny dźwięk dobiegający jego uszu to było nieludzko szybko bijące serce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz